sobota, 29 czerwca 2013

3. Zniweczony spokój

Przepraszam, ponieważ bardzo długo nie pisałam nowej notki. Nie miałam czasu, ale teraz są całe dwa miesiące, więc już będę regularnie pisać. Zapraszam na mój drugi blog o Voldemorcie - Superbia et Amor.



Naruto siedział na łóżku obok śpiącej kobiety. Żałował, że wysłał przyjaciela na poszukiwania tego zamaskowanego mężczyzny, który ponoć błądził w lesie koło Konohy. Musiał jakoś zareagować, ponieważ wszyscy bali się, nie wiedząc, do czego on jest zdolny. A co jeśli zaatakuje nagle dzieci? Widok zrozpaczonych matek… A może planuje atak na wioskę? To była konieczność, musiał coś zrobić, jednak nie znał możliwości przeciwnika, który mógłby posiadać więcej chakry od niego, choć tym nie ma, co się martwić, ponieważ ma Kyuubiego, jednakże wioska zostałaby bez ochrony i z pewnością naraziłby ją na atak wroga. Teraz jego najlepsza przyjaciółka błagała go, żeby odnalazł Sasuke, choć wręcz pierwszy raz mówi o nim od pięciu lat. Co on ma z tym wspólnego? Może te sny dotyczą jego… albo i nas wszystkich, całej Konohy?
Schował głowę w dłoniach i zaczął nasłuchiwać odgłosów z uliczek wioski. To jego dom. Tu się wychował. Znalazł przyjaciół i nie może pozwolić, by to wszystko prysło, by stracił to, co kocha…
***
Błądził pomiędzy martwymi budynkami swojej wioski. Były zniszczone, zniweczone i nic nie warte, jakby cały duch, skryty w ludzkich domostwach, przeminął. A przecież oni nadal żyli, słyszał ich śmiech i radość, nigdy niegasnące w tym miejscu, bo wciąż wszystko żyje, wiecznie, a on będzie ich chronił, choć w jego umyśle ciągle błądzi poczucie winy, że odszedł z miejsca, które jest mu bliskie i chciał zniszczyć wioskę, nie doceniając tego, co mu dała. Cierpiał, oczywiście, w końcu jego cała rodzina, cały klan tu zginął, a sprawcą był jego brat, a raczej zleceniodawca, Danzo.
Zadrżał ze złości i zacisnął pięści. Może i klan Uchiha nie był święty, ale jaka rodzina taka jest? Był jeszcze dzieckiem, nie rozumiał niczego, bowiem nikt mu nie wyjaśnił powodu wybicia klanu, a gdyby znał… ten prawdziwy, niewymyślony przez Danzo, przez niektórych. Jednak do przeszłości nie da się wrócić… nie cofnie tego, nie da się, ale co on mógł? Był dzieckiem, zwykłym, niespełna kilkuletnim dzieckiem. Teraz przechodzi konsekwencje czynów, popełnionych przez bezwzględnych dorosłych…
Zrobił kilka kroków na przód. Cała wioska była zniszczona, gdzieniegdzie paliły się budynki, jak ogniska, a z innych ulatywał dym, wszędzie rozwalone były różne przedmioty, zaś wielka góra, na której były twarze Hokage, została pozbawiona kilku elementów z tych właśnie twarzy.
Nagle uświadomił sobie, że chodzi po wodzie, że pod jego stopami znajduje się coś mokrego… Spojrzał na dół i jego serce stanęło w przerażeniu. Cała ziemia pokryta była krwią, ostro czerwoną krwią niewinnych.
Konoha wyglądała jak morze krwi.
Zadrżał. Zamknął oczy i ścisnął mocno pięści, aż knykcie mu pobielały. Z trudem łapał oddech, a jego serce waliło, jakby zaraz miało wyrwać się z piersi. Co się stało? Dlaczego wrócił z misji i zobaczył „to”? Co takiego się wydarzyło i gdzie są jego przyjaciele? Gdzie mistrz Kakashi i inne drużyny? Gdzie Lee, TenTen, Kiba i Shino? Gdzie Neji i jego kuzynka, Hinata? A Shikamaru? Nie widzi nawet Konohamaru, Udona i Moegi… Nie widzi nikogo.
Zacisnął powieki, bojąc się otworzyć oczy, by nie zobaczyć nagle ich wszystkich martwych, całej Wioski Liścia, której mieszkańcy byli i są jego rodziną. Nie zniesie tego uczucia. Dopiero, co odzyskał swój utracony dom, ukochany azyl, i w mgnieniu oka go stracił…
Zrobił następne kilka kroków na przód i o coś się zderzył, na coś natknął. Spojrzał w dół…
Zobaczył Ino. Leżała we krwi i nie poruszała się, jakby była martwa. Doskoczył do niej i potrząsnął, ale nie odpowiedziała, nawet nie mrugnęła. Zawołał o pomoc, lecz jego głos ugrzązł w gardle. Co się z nim działo? Rozglądnął się, próbując znaleźć kogoś, kto mu pomoże, ale nikogo nie było, jednak coś zobaczył. Ujrzał Kibę i Akamaru, którzy spoczywali obok siebie na pokrytej krwią ziemi, tak, jak Ino, nieruchomi. Wstał i zdezorientowany, pełen złości oraz cierpienia i smutku, popędził na przód, byle jak najdalej stąd…
Po drodze mijał martwe ciała przyjaciół; Nejiego, Shikamaru i każdego innego mieszkańca Wioski Ukrytej w Liściach. Biegł nieprzerwanie naprzód, czując, jak pod stopami rozpryskuje się krew przyjaciół, jego rodziny, jednak nie przestawał. Lekceważył nawet fakt, że zaczyna brakować mu tchu…
Wreszcie poddał się i zatrzymał na niewielkim placu, chcąc złapać choć jeden oddech, garstkę powietrza, bo przecież nie mógłby biec w nieskończoność, nie wytrzymałby. Schylił się mimo woli, a jego kolona zgięły się i upadł na ziemię, rozpryskując krew, która w mgnieniu oka wsiąkła w jego spodnie, pozostawiając po sobie ciemną plamę. Położył dłonie na kolanach i zaczął tempo się w nie wpatrywać, jakby go pasjonowały, ale tak naprawdę o niczym nie myślał. Jego umysł był pusty, prawie, ponieważ próbował pozbyć się złych myśli, uwolnić od cierpień.
Kilka kropel krwi upadło na jego ręce. Przetarł je palcami. Po chwili zaczęło ich skapywać więcej i więcej, aż całe jego dłonie stały się czerwone. Podniósł głowę i spojrzał na górę, mrugając oczami, by przyzwyczaić się do nagłej jasności, bijącej od słońca. Ujrzał dwa ogromne kołki, jeden po jego prawej stronie, a drugi po lewej. Miały ostre zakończenia, jak kunai. Dostrzegł dwa ciała, jedno wbite na jeden kołek, ujrzał roztrzepane blond włosy i długi płaszcz Hokage. Oczy mu się rozszerzyły, a serce zaczęło próbować wyrwać się z piersi. Spojrzał na drugie ciało, przyodziane w czerwoną kamizelkę i szare spodnie oraz różowe, krótkie włosy i opaskę Chuunina. Był przerażony, pierwszy raz w życiu.
Patrzył na martwe ciało najlepszego przyjaciela, który był dla niego, jak brat, jak Itachi, oraz swojej ukochanej, którą tak chciał chronić… obydwoje chciał chronić…
I nie zrobił tego.
***
Uchyliła oczy i zamrugała nimi, przyzwyczajając je do nagłej jasności, panującej w pokoju. Ciężko oddychała; kolejny sen, który nie powinien się jej śnić. Była przerażona, ale próbowała to opanować… to tylko sen, co z tego, że koszmar? Ważne, że tego nie ma…
- Naruto… ? – szepnęła, widząc przyjaciela, siedzącego na jej łóżku z głową schowaną w dłoniach.
Podniósł głowę i spojrzał na nią, a jego twarz rozpromieniła się.
- Obudziłaś się – wydukał. – Nic ci nie jest?
- Nie… - skłamała. Nie chciała, by ktoś się o nią martwił, więc lepiej udawać, że jest w porządku, choć w głowie się jej kręciło i czuła dreszcze.
- Naprawdę? – spytał troskliwie.
- Tak.
- Tak, że ci coś jest, czy nie, że ci nic nie jest? – odparł, nim ugryzł się w język, a różowowłosa posłała mu mordercze spojrzenie.
- Mniejsza z tym. Jest Sasuke?
- On jest na misji.
Serce jej stanęło w przerażeniu.
- Wysłałeś go na misje? Kiedy?!
- Dziś rano. O co chodzi? Byłaś tak roztrzęsiona… - stwierdził blondyn.
- Roztrzęsiona? – przechyliła głowę, nie mogąc zrozumieć, o co chodzi jej przyjacielowi.
- No tak. Hinata usłyszała, jak krzyczysz i pobiegła po mistrza Kakashiego. Uspokoili cię, a potem mnie zawołali. Szczegółów nie znam, tylko tyle, co mi sami powiedzieli.
- Która jest godzina?
- O co chodzi? – spytał uparcie Naruto.
- Która… - nie dokończyła, bo wszedł jej w słowo.
- Sakura…
- Odpowiedz mi, cholera! – warknęła, że aż podskoczył w miejscu.
Ale czym on się jej dziwił? Zawsze taka była, impulsywna i brutalna. W końcu dzięki niej powiodło się wiele misji, dzięki jej sile i odwadze.
- Dobrze już! – odparł pośpiesznie, byleby jej tylko bardziej nie zezłościć. – Jest już wieczór. Prawie.
Spojrzała na okno. Słońce powoli znikało za bujnymi drzewami, rosnącymi obok Konohy i jedynie kilka promyków światła wlewało się do pokoju przez szklane okna. Ile spała? Nawet nie pamięta, kiedy się obudziła, więc równie dobrze mogła tak trwać dobrych parę godzin.
- Naruto.
- Hę?
- Ile spałam?
- Zasnęłaś wczoraj. Potem obudziłaś się gdzieś w południe, przez kilka godzin siedziałaś na łóżku z podkurczonymi nogami i kiwałaś się, a potem straciłaś przytomność. Dopiero teraz się obudziłaś. Wiesz co? Pójdę do pozostałych i powiem im, że się przebudziłaś. Poproszę Hinatę, by przyniosła ci coś do picia, bo pewnie jesteś spragniona – wstał z łóżka i skierował się w stronę drzwi.
Nim zrobił jakikolwiek krok, złapała go za nadgarstek. Odwrócił się do niej, a ona spojrzała mu w oczy i szepnęła:
- Naruto… znajdź Sasuke i przyprowadź go do Konohy, niech jak najszybciej wraca. Proszę.
- Dlaczego? Sakura, co się stało?
- Proszę…

sobota, 8 czerwca 2013

2. Ciemne chmury nad Konohą.

W Wiosce Ukrytej w Liściach nastawał kolejny, słoneczny dzień i wszystko budziło się do życia. Choć dopiero był wschód słońca, z uchylonego okna dało się słyszeć radosne śmiechy dzieci i szczekanie psów, nawet ptaki rozpoczęły swój codzienny koncert. To piękna wioska, którą uwielbiają wszyscy, panuje tu spokój i jest bezpiecznie, co więcej mieszkańcy już nie burzą się o to, iż Szóstym Hokage jest Jinchuriki. W końcu to dzięki temu można spać bez ryzyka, że ktoś nagle zaatakuje Konohę, bo kto o zdrowych zmysłach napadłby na wioskę, której Kage ma w sobie drzemiącą, podstępną bestię? Tylko wiariat. Poza tym słynie ona z najlepszego Oinina, jakiego dotąd posiadała, który sieje postrach w promieniu kilkuset kilometrów, ponieważ jako jedyny ma tak wielkie zdolności, że trudno mu sprostać, dodatkowo ma potężne Kekkei Genkai i niegdyś był zbiegłym nukeninem, jednak jego kara została unieważniona, gdy zdecydował się chronić wioskę przed wszelkimi zagrożeniami oraz likwidować zbiegłych ninja, że teraz każdy boi się takim stać. Robi to za darmo, choć nie raz jego najlepszy przyjaciel proponował mu coś w zamian, ale on się upierał. Teraz sławny członek ANBU powinien być szczęśliwy, ponieważ powrócił do swojej wioski, gdzie się urodził, wychował, zdobył przyjaciela i... miłość.
Nie powinien narzekać; Konoha zaczyna się do niego przyzwyczajać i coraz bardziej ufać, odzyskał wspaniałego przyjaciela, którego mu brakowało, a także zysłał zaufanie swojego dawnego mistrza do którego żywi wielki szacunek, albowiem to właśnie również dzięki niemu zszedł ze złej drogi, przypominając sobie jego słowa, które powiedział do niego tuż przed jego odejściem z Konohy. W dodatku łączy porzyteczne z przyjemnym, kiedy poluje na nukeniny. Kocha walczyć i to daje mu kuu temu możliwość. Więc czemu czuje się dziwnie samotny? Czemu we wnątrz cierpi? Przez miłość...? Tak, to właśnie ona teraz bawi się jego uczuciami.
Powód jego smutku leży właśnie na miękkim łóżku w jednym z domów w wiosce. Ona ma jeszcze czas do pracy, wobec tego oddała się ulubionemu zajęciu, jakim jest wylegiwanie się i odpoczynek od ciężkiej roboty.
Przeciągnęła się, niczym zadowolona kocica i obróciła tyłem do wielkiego okna z którego padały jasne promienie słońca, że zielonooka wyglądała niczym anioł, pokryty swoim blaskiem, a wiatr, wiejący z uchylonego okna, rozwiewał jej różowe włosy, sięgające do ramion. Zadrżała z zimna, bijącego z zewnątrz i uchyliła zmęczone oczy. Jej wzrok od razu padł na komodę, na której była srebrna ramka ze zdjęciem. Na nim była czwórka ludzi; od prawej był czarnowłosy chłopiec o ciemnych oczach w niebieskiej bluzie i niesmaczniej minie, koło niego uśmiechała się mała różowowłosa, teraz ona ma osiemnaście lat, nie trzynaście. Wtedy była taka głupiutka, że aż zachichotała. Spojrzała na blondwłosego, który przypominał kogoś, kto zjadł wyjątkowo kwaśne danie i ukradkiem zerkał na czarnowłosego. Nad całą trójką stał radosny, zamaskowany mężczyzna o białych włosach i targał chłopcom włosy.
Drużyna Siódma. Jej najlepszy przyjaciel Naruto i ktoś, kogo zawsze kochała. Sasuke.
Potrząsnęła głową. To jest przeszłość. Nie wiadomo, czy wybaczy mu po tym, jak chciał zabić i ją, i ich wspólnego towarzysza.
Westchnęła. Oczy jej się kleiły. Znów to nieznośne zmęczenie. Co prawda przespała całą noc, ale nagle poczuła się, jakby zamiast odpoczywać, od wczorajszego wieczora do tej pory zawzięcie trenowała. Cóż, ma wolne, nie zaszkodzi jeszcze trochę poleniuchować.
Zamknęła oczy i po chwili pogrążyła się w nicości, zapadając w głęboki sen.

Czarnowłosa dziewczyna, uśmiechając się radośnie, kroczyła w stronę domu przyjaciółki z którą się umuwiła. Ino znów miała się spotkać z Sai i zwykle przed wyjściem, panikowała, zastanawiając się, co na siebie włożyć i z pomocą musiały jej zawsze iść przyjaciółki, Sakura i Hinata. Jednak Sakura miała wolne, dostała dwa dni odpoczynku od pracy, ponieważ od dobrych kilku tygodni ciężko pracowała, choć wcale nie musiała, więc Ino nie chciała odbierać jej spokoju i dlatego prosiła tylko Hinatę. Teraz jej rozweselona przyjaciółka mijała uliczki Konohy, pełnych ludzi i bawiących się dzieci.
Nagle jej mina zmieniła się w zdziwienie i zastygła. Przez moment zdawało jej się, że słyszy Sakurę, słyszy, jak coś mówi, a raczej krzyczy. Odwróciła się do drzwi, które właśnie mijała. Musi się spieszyć, żeby nie spóźnić się na spotkanie, ale co ma zrobić, gdy najbliższa jej przyjaciółka jest w potrzebie?
Znów usłyszała krzyk i teraz już nie ma wątpliwości. Przybywa z odsieczą.
Wspieła się po schodach na górę i dotknęła klamki drewnianych drzwi. O dziwo, klamka z łatwością ustąpiła jej, gdy tylko ją nacisnęła i z lekkim zgrzytem drzwi się otworzyły. Na korytarzu panowała ciemność, jedynie gdzieś na końcu była smuga jasnego światła. Była cisza, która nie trwała długo, bo przerwał ją rozdzierający krzyk. Hinata pobiegła w stronę pokoju przyjaciółki, a jej serce waliło jak oszalałe, jakby miała zaraz zobaczyć coś strasznego i, kto wie, może jej obawy się spełnią?
Stanęła w drzwiach pokoju i spojrzała na łóżko. Sakura miotała się na nim, niczym rozjuszona lwica, i wrzeszczała, aż dziw, że nie wielu ją słyszało. Widocznie przyczyną jest tłum ludzi.
- Sakura! - krzyknęła Hinata i podbiegła do niej.
Spróbowała ją uspokoić, a kiedy to nie pomogło, bo była zbyt silna, potrząsnęła nią kilka razy, rozpaczliwie prosząc, by przestała.
- Obudź się, Sakura, no już!
Nie pomogło. Różowowłosa nadal nieubłagania miotała się na wszystkie strony. Przyjaciółka nie mogła sobie z nią poradzić i postanowiła jak najszybciej wezwać pomoc. Wybiegła na ulice, desperacko rozglądając się za znajomą twarzą, ale w tym zbiegowisku trudno było dostrzec nawet jakiegoś nieznajomego, a co dopiero przyjaciela. Wreszcie ujżała białe, roztrzepane włosy, zaś kiedy tłum się rozstąpił, zobaczyła mężczyznę, pochylającego się nad książką z granatową maską na twarzy. Bez zastanowienia podbiegła do niego.
- Mistrzu Kakashi, coś się dzieje z Sakurą - wydyszała, z trudem łapiąc oddech.
- To znaczy? - odparł nadwyraz spokojny Hatake, nie odrywając wzroku od lektury.
- Ma koszmar... to znaczy miota się po pokoju... krzyczy... nie wiem co zrobić... próbowałam, ale się nie da...
- Obudź ją.
- Potrząsałam nią, ale nic się nie działo! Błagam, nie ma czasu.
Kakashi westchnął, zamykając z żalem swoją książkę.
Kilka minut później byli już w domu Sakury. Teraz dopiero dostrzegł powagę sprawy, kiedy doszedł ich krzyk dziewczyny z jej pokoju, a kiedy tam dotarli, spostrzegli ją miotającą się, jakby była opętana.

Minęła godzina, nim Kakashiemu udało się uspokoić dziewczynę. Obecnie leżała spokojnie na łóżku, ciężko oddychając i dalej spała, ale już nie krzyczała i nie rzucała się. Hinata z ulgą opadła na kraniec łóżka.
- Dziękuje - powiedziała.
- Co się stało?
- Nie wiem. Szłam do Ino i usłyszałam jej krzyk. Drzwi były otwarte, więc weszłam i zobaczyłam ją w takim stanie, jak przedtem. Nic jej nie będzie?
- Nie twierdzę, że da się coś zrobić, ale trzeba powiadomić o tym medycznych ninja oraz Naruto i Sasuke.
- Nie - poderwała się Hyuga ku zdziwieniu mistrza. - Oni będą zaniepokojeni. Wiem, ile znaczy dla nich Sakura, to ich przyjaciółka, jednak nie chce, by się martwili. Być może to tylko jeden raz.
- Może się powtórzyć.
- I może też nie. Naruto ma już dość zmartwień związanych z wioską. Ta cała wojna i to wszystko dało mu sie we znaki.
- Rozumiem, że się o niego niepokoisz, ale skąd masz pewność, że to się nie powtórzy? - stwierdził Kakashi.
Hinata westchnęła i spojrzała na skuloną przyjaciółkę, tulącą się do poduszki i lekko drżącą. Mistrz ma racje. Nie chce jej stracić. Nie może.
Pokiwała głową, nie spuszczając z niej wzroku.
- Dobrze. Jeśli to ma jej pomóc... - zacięła się, nie wiedząc co dalej powiedzieć.

Plotka o dziewczynie, która miała tak wyjątkowy koszmar, że nie dało się jej ni jak zbudzić, szybko rozeszła się po wiosce. Wszyscy widzieli dwie osoby, wychodzące z domu ofiary domniemanych pogłosek i teraz również o nich były słuch. Jedni mówili, że dolali oliwy do ognia, jeszcze bardziej znęcając się nad biedaczką, a drudzy przysięgali na swoje życie, że potem przestała krzyczeć, na co większość odpowiadała, że nie żyje, ponieważ nie wychodziła z domu. Siedziała na łóżku z podwiniętymi nogami, bezczynnie wpatrując się w okno i popijając gorącą kawę, którą dostała od przyjaciółki, Hinaty. Już się zbudziła i nie zamierzała zasnąć, nawet nic nie powiedziała ani mistrzowi, ani Hinacie, ani nikomu z jej przyjaciół, którzy przyszli zaniepokojeni jej stanem. Jedynie co chciała kawy, być może dlatego, żeby nie przeżywać znów tego snu, bo wywołał w niej wstrząsające odczucia, jak twierdził mistrz Kakashi. Wszyscy próbowali z nią rozmawiać; Hinata spokojnie chciała jej się spytać o co się stało, Ino wręcz darła się na cały dom, gdy Sakura nic nie powiedziała, tylko kiwała się na łóżku, przez co Shikamaru i Lee musieli siłą wyprowadzić Ino na zewnątrz. Hatake też próbował, jednak nawet swojemu mistrzowi nie chciała nic powiedzieć, dlatego postanowili zawołać Naruto, jej najlepszego przyjaciela, przy nim na pewno się otworzy i wyjawi prawdę, a wtedy będzie można ustalić, co się dzieje, bo na razie trwali w martwym pukcie całej sprawy.
- Naruto, dobrze, że jesteś - powiedział pierwszy raz od czterech godzin roweselony Lee.
- Co się dzieje z Sakurą? Shikamaru nie chciał mi niczego wyjaśnić - odparł Uzumaki, wskazując na swojego przyjaciela, opierającego się o framugę drzwi i dyszącego ciężko. - Powiedział, bym sam ją zobaczył, więc przyszłem najszybciej, jak to możliwe.
- I pewnie wielu rzeczy się nie dowiesz - wtrąciła desperacko Ino.
- Wy mi powiedzcie!
- Niby co mamy ci mówić? Sakura sama nie chce się odezwać do nikogo i myśleliśmy, że chociaż tobie coś powie.
- Jak to nie chce? - zdziwił się Naruto. - Co się stało?
- Miała jakiś koszmar...
- Każdy ma - Naruto przerwał Lee, ale on nie zwrócił na to uwagi i dalej ciągnął.
- Hinata ją znalazła. Nie dało jej się zbudzić przez parę godzin, dopiero dwie godziny temu się obudziła i teraz siedzi cały czas.
- Jak to siedzi?
- Sam zobacz - wskazał mu otwarty pokój Sakury, z którego dotąd nie wychodziła.
Uzumaki podszedł do pokoju i wyjżał zza framugi; jego przyjaciółka siedziała skulona na łóżko, lekko się kiwając i popijając kawę. Wpatrywała się w jeden punkcik na zewnątrz przez okno, zdawając się pewnie nie zauważyć, że jej przyjaciele tu są.
- Trwa tak od dwóch godzin i do nikogo się nie odzywa - usłyszał znajomy głos koło siebie.
Stał tam jego mistrz, Kakashi, którego wręcz nie zauważył, bo dopiero teraz się odezwał i z założonymi na klatce piersiowej rękami wbił wzrok w swoją uczennice, jakby zastanawiał się, co może być przyczyną tego zachowania.
- Jak to „do nikogo”? Nawet do Hinaty?
- Nawet do niej - westchnął mistrz.
- Spróbuje z nią porozmawiać - powiedział uparcie Naruto i wszedł do pokoju, a potem stanął przed Sakurą.
Nic się nie odezwała, nawet nie powiedziała „cześć”, a gdy on stał na lini jej wzroku, odnosiło się wrażenie, że go po poprostu nie zauważyła. Jej szmaragdowe, pełne życia oczy były obecnie zamglone, a jej ciało jakby straciło swój blask i dawną witalność przez te kilka godzin. Nigdy nie widział jej w takim stanie i gdy teraz na nią patrzy, nie widzi w niej tamtej Sakury, ale inną, całkiem inną.
- Sakura... - zaczął.
Nie doczekał się odpowiedzi. Uklęknął przy niej i z zaniepokojeniem powtórzył, lecz znów nie doczekał się jakiegokolwiek słowa. Jej wargi drżały, niby chcąc coś powiedzieć, a może tylko mu się zdawało?
- Słyszałem, że coś ci się śniło. Co?
Nic.
- Powiedz mi, bo wiesz, że mi możesz zaufać. Mogę ci pomóc, wszyscy możemy, tylko coś powiedz.
Jednak odpowiedziało mu jedynie milczenie.
- Coś ci jest? Boli cię coś?
I znów nic.
Westchnął i podniósł się, chcąc wyjść. Przeszedł kilka kroków, gdy nagle coś go zatrzymało i odwrócił się; Sakura trzymała go za płaszcz Hokage i poruszała ustami. Wpatrywała się w niego.
- Znajdź Sasuke - powiedziała, a Shikamaru, Lee, Kakashi i Ino spojrzeli na nią z zaskoczeniem.
- Jest na misji - stwierdził Hokage.
- Znajdź Sasu... - nie dokończyła, jej powieki zamknęły się nagle, kawa wylała się na łóżko, a potem na kamienną posadzkę pokoju, zostawiając za sobą duże, brązowe plamy. Kubek wypadł jej z dłoni, upadł na pościel i z łokotem udeżył o podłogę, a ona sama upadła na łóżko i zaczęła się zsuwać, ale nie spadła koło kubka, bo doskoczył do niej Naruto i w porę złapał.
Wszyscy stali zdziwieni i wpatrywali się w tę scenę, jedynie Kakashi był opanowany i przyglądał się jej, zamyślony.
- Co tak stoicie?! Zajdźcie Sasu... - nie dokończył. Kubek, który upadł nagle rozpadł się na kawałki, dopiero teraz, a nie w chwili zderzenia z posadzką. Przez chwilę patrzył się na to z przerażeniem, aż w końcu ocknął się. - Znajdźcie Sasuke! Szybko, bo mam złe przeczucia... - powiedział, kładąc ją na łóżku.

sobota, 4 maja 2013

1. Są tu dla Ciebie.

Biegła.
Biegła nieprzerwanie przez gąszcz drzew i krzewów, wijących się i zaplatających wokół jej ciała, skutecznie utrudniając jej zrobienie jakiegokolwiek ruchu. Chciała go odnaleźć, musiała. Nie zamierza patrzeć, jak jej ukochany brnie w zło, stacza się na dno ciemności, nie może tego znieść. Nieraz budzi się w nocy i płaczę, kiedy przyśni jej się przeszłość - te chwile, gdy razem wykonywali misję i trenowali z mistrzem, cała trójka. Nawet przyjaciele nie są w stanie jej wtedy uspokoić, choć wykorzystują wszystko, co tylko mogą, ona za nim tęskni, a teraz najchętniej wtuliłaby się w jego umięśnione ramiona, czuła na karku umiarkowany oddech i spokojne bicie serca, dobrego serca, które bije tylko dla niej.
Słyszała za sobą, jak trójka jej przyjaciół i biały pies przedzierają się przez las, próbując dogonić różowowłosą, jednak nikt nie dorównał jej kroku.
Liście z niższych gałęzi wycierały spływające z jej oczu po policzku łzy, które leciały nieubłagalnie, kiedy nie chciała. Jak gdyby robiły jej na złość. Tak jak oczy, przywołujące nieustannie jego obraz. Czarne, niczym węgiel, włosy i mrocznie ciemne oczy, wiecznie skryte i pozbawione emocji. Jednak wtedy o nie był zły. Cała trójka byli przyjaciółmi, tworzyli Drużynę Siódmą, która wykonała już wiele misji z jego udziałem, a on wręcz za każdym razem ją ratował. Nigdy nie zapomni, jak się poświęcał. Albo gdy obydwaj jej przyjaciele z drużyny rywalizowali, co prawda to były tylko dziecięce rywalizacje, mimo wszystko ona pamięta, jak stanął w jego obronie, prawie tracąc życie, podczas gdy nasz przyjaciel, myśląc, że on nie żyje, uwolnił Kyuubiego.
Piekła ją twarz, która została poharatana przez niskie końcówki gałęzi, ale nie przejmowała się tym. Jest już tak blisko, tak blisko i ma nagle zrezygnować? Nie, to za dużo dla niej. Tyle doszła, więc jest w stanie dojść dalej.
- Czekajcie! - usłyszała głos jednego z przyjaciół, ale mimo to podążyła dalej. - Sakura, stój!
Zatrzymała się i odwróciła. Stała przed trójką przyjaciół, ubranych w białe, długie peleryny. Jeden z nich siedział na wielkim, białym psie.
- Akamaru mówi, że on jest już blisko - powiedział Kiba.
Sakura kiwnęła głową. Wyciągnęła spod peleryny dwie kulki i uniosła do góry. Już miała je puścić, gdy Sai złapał ją za rękę, tym samym powstrzymując od tego.
- Chyba nie chcesz zabić go sama? - odparł.
- Sai ma racje, to już nie ten sam Sasuke, co kiedyś - dodał Rock.
- Mam inne plany. Poza tym nie musicie ze mną iść, nie zmuszam was - zawołała różowowłosa.
- Nie zostawimy cię, nie wiadomo, do czego jest zdolny - stwierdził Sai.
- Znam go.
- Sakura, mówiłem ci, że to nie…
- Nie jest taki, wiem o tym. Przyprowadzę go z powrotem do Konohy, obiecuje.
- Jak chcesz to zrobić? Prędzej cię zabiję, niż wybierze się z tobą w podróż do Wioski - odparł sarkastycznie Sai.
- Nie zrobi tego. Nie zabije przyjaciółki - zaprzeczyła dziewczyna.
- Skoro tyle osób zginęło z jego ręki, to czemu nie miałby pozbawić życia zwykłej dziewczynie, która niespodziewanie stanęła mu na drodze do zniszczenia Konohy - zauważył Kiba, a Akamaru szczeknął potwierdzająco.
- Wiem, jak go przekonać i mi się to uda. Musi udać.
- A co, jeśli twój “plan” się nie uda? - spytał Rock.
- To trudno… w każdym razie pożegnajcie ode mnie mistrza Kakashiego, Naruto i Hinatę.
- W życiu! - zawołał Sai.
- Czemu??
- Bo sama nie pójdziesz i z nami nie zginiesz.
- Jest zapewne silny - powiedziała Sakura.
- Trudno.
- Może mieć pomocników, członków Akatsuki.
- Z nimi się szybko rozprawimy.
- Naprawdę, Sai, to niebezpieczne. Lepiej, gdy ja pójdę, a wy zostaniecie.
- Nie pozwolę ci… - zaczął Sai, ale Rock mu przerwał.
- Sai, jak chce, to niech idzie.
- Zwariowałeś? - odparł, puszczając jej rękę.
- Sama chciała, nas nikt nie zmuszał, by z nimi iść. Z pewnością wszyscy się zastanawiają, gdzie jesteśmy.
- Albo już wiedzą - powiedział Kiba. - Wiadomo, że chcemy uratować Sasuke.
- Raczej zabić - warknął Sai.
“Teraz albo nigdy”, pomyślała Sakura. Kulki upadły na ziemie i nagle zaczął pojawiać się fioletowy dym. Wszyscy rozglądali się ze zdziwieniem, co się stało, podczas gdy różowowłosa chyłkiem wymknęła się do gąszczu drzew, zostawiając krztuszących i padających przyjaciół.
“Wybaczcie mi, ale muszę to zrobić sama. Mimo wszystko”, myślała. Brnęła przez las, a gałęzie w dalszym ciągu raniły niemiłosiernie jej twarz.
Cały czas miała przed oczami Sasuke, swojego ukochanego. Kogoś, kogo pokochała gdy była jeszcze dzieckiem i dotąd nie może przestać, mimo, że minęły już prawie trzy lata. Przypominały jej się chwilę, gdy cała trójka - ona, Sasuke i Naruto - wykonywali różne misje, kiedy ryzykowali życie w najróżniejszych walkach. Gdzieś w umyśle miała chwilę, gdy za wszelką cenę próbowała mu pomóc; opiekowała się nimi podczas egzaminu na Chunnina, Przeklęta Pieczęć cofnęła się, kiedy objęła rękami Sasuke z tyłu i przytuliła się do jego pleców. Patrzyła w jego oczy, oczy Shiringana, jarzące się czerwienie i płakała, wtedy on znów stał się sobą.
Tyle razem przeżyli, stali się bliskimi przyjaciółmi, a on odszedł, porzucił drużynę Siódmą i Konohę. Za co? To nie wina Wioski Ukrytego Liścia, że jego rodzice i członkowie całego jego klanu nie żyją. To zrobił jego brat, nie wioska. Nie rozumiała tego… i pewnie nigdy nie zrozumie.
Wsunęła rękę za pelerynę i poczuła miękki materiał, który łączył się z twardym, cienkim przedmiotem. To jest to. Otworzy mu to oczy i zobaczy, że ta droga nie ma sensu, dojrzy ile zła uczynił. One mu pomogą, uratują go, ocalą przed dalszym upadkiem, zatraceniem w mroku.
Wspomnienia. Wspomnienia drużyny Siódmej.
Wyszła na otwartą przestrzeń. Wszędzie były skały, a przed nią głęboka rozpadlina i… on, jej ukochany, Sasuke. Stał nad jakąś osobą, całą we krwi, nie widziała jej dokładnie i patrzył na nią, ale dopiero po chwili zauważył swoją dawną przyjaciółkę, Sakurę, która zwinnie przeskoczyła przez szczelinę i wylądowała kilka metrów od niego.
Spojrzał na nią.
- Sakura, jak miło cię znowu widzieć - odparł z sarkastycznym uśmiechem.
Nigdy go takiego nie widziała, jest całkiem inny. Jest tak, jak mówił Rock, to nie ten Sasuke, co kiedyś, nie ten, którego znała. I kochała.
- Szukałam cię - stwierdziła krótko różowowłosa.
- Po co? Już sobie wyjaśniliśmy wszystko, nie zamierzam wrócić do Konohy.
- Wiem i nie chce, byś wrócił.
- Więc czego chcesz?
- Chce tylko, byś coś wziął.
Spojrzał na nią nieufnie. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Widziała oczy Sasuke, więc czemu miała wrażenie, że to nie on? Znów poczuła szybsze bicie swojego serca, ale spróbowała to opanować. Nie czas na miłosne uniesienia.
- Co i czemu mam to zrobić? - spytał się.
- Weź to, nic więcej od ciebie nie chce i obiecuję, że cię już nie będę szukać. Już nigdy mnie nie spotkasz na swojej drodze.
- Daj mi to - rozkazał. - Ale nie próbuj żadnych sztuczek, inaczej gorzko za to przypłacisz, rozumiesz? - warknął.
Kiwnęła głową na potwierdzenie. Wyjęła spod peleryny niebieską opaskę z metalową blaszką i znakiem Wioski Ukrytego Liścia. Taką, jaką nosi genin shinobi.
- Co jest? - spytał Sasuke, ale ona nie odpowiedziała, tylko zrobiła kilka kroków w jego stronę. - Stój! Rzuć mi to!
Posłusznie stanęła i bez słowa rzuciła mu to pod nogi, a potem zaczęła powoli odchodzić, a łzy spływały jej z oczu po podrapanych policzkach.
“Proszę, przypomnij sobie, Sasuke, przypomnij”, mówiła w myślach.

Sasuke patrzył, jak jego dawna przyjaciółka odchodzi i zostawia go samego z jego dawną opaską genina. Nie tęsknił za nią, ani za innymi, nawet cieszył się, że nie ma z nimi nic do czynienia. Nie czuł nic, a przynajmniej tak mu się zdawało.
Wziął ją do ręki i nagle jego oczy zaszły mgłą. Zniknęła ta dziewczyna i wszystko, co go otaczało. Pojawił się na zielonej polanie, którą otaczały drzewa, a w górze świeciło oślepiające słońce, lecz nie to go zadziwiło, ale to, co ujrzał. Zobaczył siebie, trzynastoletniego siebie, siedzącego na trawie koło drzewa do którego był przywiązany jego… dawny przyjaciel, Naruto, który szamotał się, próbując uwolnić się z mocnych więzów. Po drugiej stronie Naruto siedziała Sakura, obydwoje wyglądali na młodszych, takich jak on, trzy lata temu. On i Sakura jedli, podczas gdy Naruto ślinił się i patrzył, jak oni jedzą. Wtem trzynastoletni on uniósł swoje jedzenie i coś powiedział, ale szesnastoletni on tego nie słyszał, nie mógł, choć tamten poruszał ustami.
Po chwili to się rozpłynęło. Znów stał na polanie. Widział, jak jego dawny mistrz, Kakashi, uczy młodszego jego, Sakurę i Naruto koncentrowania chakry w stopach, by mogli chodzić po drzewie. Obserwował jak on i Naruto rywalizowali o to, kto najwyżej wejdzie i żaden nie chciał ustąpić. Starszy Sasuke nagle, zupełnie niecelowo, uniósł lekko kąciki ust w górę. Jak mógł zapomnieć o tym, jak obydwoje ciągle ze sobą konkurowali o błahe rzeczy?
Scena znów się rozpłynęła. Tym razem stał na moście. Przed sobą miał leżące bezwładnie swoje ciało, kiedy miał trzynaście lat, a nad nim siedział Naruto. Po chwili wszystko naokoło zaczęło płonąć, a jego dawny przyjaciel zmienił się nie do poznania - jego oczy stały się dzikie, zaś paznokcie zaczęły przypominać pazury. Wyglądał, jak nie on; warczał i zaczął biec w kierunku Haku, z którym niegdyś oboje walczyli. Kiedy on się oddalił, nadbiegła Sakura i położyła głowę na jego klatce piersiowej. Słyszał, jak płakała nad jego nieruchomym ciałem.
Znów wszystko się rozpłynęło. Koło niego stał trzynastoletni on. Byli na polanie, niedaleko jaskini. Znał to miejsce, tu się obudził. Teraz młodszy Sasuke nie był, jak przedtem; na całym jego ciele były czarne tatuaże, a jego oczy były oczami Shiringana. Szedł w kierunku mężczyzny, który miał na sobie opaskę shinobi z nutą na blaszce. Pamiętał go, to był jeden z dźwiękowców, tych z Wioski Dźwięku. Szedł do niego, podczas gdy dźwiękowiec patrzył na niego ze strachem. W pewnej chwili ujrzał Sakurę, która podbiegła do niego i objęła go z tyłu rękami, przytulając się do jego pleców. Wtedy się zatrzymał i spojrzał za siebie, w jej szmaragdowe oczy, wypełnione łzami.
Kolejny raz jego oczy zaszły mgłą, a gdy ona zniknęła, zobaczył uliczkę w Konoha, siebie i Sakurę. Widział, jak dziękuje różowowłosej i uderza ją.
Jeszcze raz pojawiła się mgła, ale gdy opadła, był już z powrotem tam, gdzie stał. Dziwnie się czuł, jakby żałował tego, co zrobił...
Sterczał tak, nad tą dziewczyną, która patrzyła na niego błagalnym wzrokiem.
- Sakura! - usłyszał znajomy głos.
Odwrócił głowę w stronę, gdzie niedawno stała Sakura. Nadal tam była, nie odeszła, jak myślał. Wpatrywała się w niego, a w jej oczach dostrzegł łzy. Ci, którzy zawołali ją po imieniu wybiegli z lasu za nią. Rozpoznał ich, choć tyle minęło; ujrzał Kibę i jego psa, Akamaru, który już nie był małym szczeniaczkiem oraz Rocka Lee, z którym kiedyś chciał walczyć. Nie poznał tylko tego trzeciego, wysokiego i ciemnych włosach. Zatrzymali się przed Sakurą, która nie odwróciła się.
Zamknął oczy i ścisnął w ręku opaskę. Dziwnie się czuł. Przyzna, że brakowało mu ich, przyjaciół. Był samotny, mimo, że otaczali go członkowie jego grupy, a kiedy był z nimi, Naruto, Sakurą i pozostałymi, nie czuł takiego osamotnienia. Naruto mu pomagał, choć rywalizowali ze sobą i zawsze bawiły go jego wygłupy, a Sakura… prawda, czasem była irytująca, ale zaczęła zmieniać się, stawała się inna, tak… mniej irytująca. Brakowało mu ich.
Otworzył oczy. Z powrotem ich zobaczył, ale i nie tylko ich; był tam też Naruto i Kakashi. Za mistrzem też poniekąd tęsknił, gdyby nie on, nie doszedłby tak daleko, można by powiedzieć, że wiele mu pomógł.
- Mamy towarzystwo! - usłyszał głos Tobiego. - Przyszli, by ratować przyjaciółkę! Jak miło… Niestety, nie potrzebujemy świadków, prawda, Sasuke? Zabij ich! - rozkazał Tobi.
Sasuke zamknął oczy. Ścisnął mocno opaskę. Czuł, jak pulsuje mu krew.
- Jeśli tego nie zrobisz, to ja ich zabiję… - powiedział złowrogo Tobi.
Uchiha zawiązał opaskę na prawej ręce. Podjął już decyzję. Zrobił to, co chciał zrobić. Podjął decyzję i już jej nie zmieni.
- To będzie dziecinnie proste… - szepnął Tobi, a w jego dłoni pojawiła się iskrząca, błękitna kula z błyskawicami. Zamachnął się i rzucił w kierunku swoich przeciwników. Kakashi zasłonił pozostałych.
Po chwili, ku zaskoczeniu wszystkich, Uchiha stanął przed Kakashim, Naruto, Sakurą, Kibą, Rockiem i Sai, osłaniając ich sobą. Kula uderzyła w niego, ale utrzymał się na nogach. Czuł ból przecinający jego ciało, jeszcze chwila, a krzyknąłby, jednak cierpienie ustało.
- Walcz ze mną - stwierdził Sasuke do Tobiego. Podniósł na nich oczy. - Stawką będzie ich życie.

Witam

To moja pierwsza historia o parze SasuSaku, więc bądźcie wyrozumiali ;) Zaczyna się od około 213 odcinka Naruto Shippuuden, gdy Sakura, Rock, Kiba i Sai szukają Sasuke, jednak wiele wydarzeń jest zmienionych i późniejsze rozdziały będą zupełnie różne od dalszych odcinków. Uwielbiam te parę i zamierzam o nich pisać, poza tym obiecuje, że będzie dużo walki, miłości, przyjaźni i zabawy :)
Zapraszam do czytania pierwszego rozdziału już jutro!

Mój drugi blog: Superbia et Amor (o miłości Toma Riddle'a - Lorda Voldemorta - z Harry'ego Pottera). Na niego też zapraszam ;)