sobota, 29 czerwca 2013

3. Zniweczony spokój

Przepraszam, ponieważ bardzo długo nie pisałam nowej notki. Nie miałam czasu, ale teraz są całe dwa miesiące, więc już będę regularnie pisać. Zapraszam na mój drugi blog o Voldemorcie - Superbia et Amor.



Naruto siedział na łóżku obok śpiącej kobiety. Żałował, że wysłał przyjaciela na poszukiwania tego zamaskowanego mężczyzny, który ponoć błądził w lesie koło Konohy. Musiał jakoś zareagować, ponieważ wszyscy bali się, nie wiedząc, do czego on jest zdolny. A co jeśli zaatakuje nagle dzieci? Widok zrozpaczonych matek… A może planuje atak na wioskę? To była konieczność, musiał coś zrobić, jednak nie znał możliwości przeciwnika, który mógłby posiadać więcej chakry od niego, choć tym nie ma, co się martwić, ponieważ ma Kyuubiego, jednakże wioska zostałaby bez ochrony i z pewnością naraziłby ją na atak wroga. Teraz jego najlepsza przyjaciółka błagała go, żeby odnalazł Sasuke, choć wręcz pierwszy raz mówi o nim od pięciu lat. Co on ma z tym wspólnego? Może te sny dotyczą jego… albo i nas wszystkich, całej Konohy?
Schował głowę w dłoniach i zaczął nasłuchiwać odgłosów z uliczek wioski. To jego dom. Tu się wychował. Znalazł przyjaciół i nie może pozwolić, by to wszystko prysło, by stracił to, co kocha…
***
Błądził pomiędzy martwymi budynkami swojej wioski. Były zniszczone, zniweczone i nic nie warte, jakby cały duch, skryty w ludzkich domostwach, przeminął. A przecież oni nadal żyli, słyszał ich śmiech i radość, nigdy niegasnące w tym miejscu, bo wciąż wszystko żyje, wiecznie, a on będzie ich chronił, choć w jego umyśle ciągle błądzi poczucie winy, że odszedł z miejsca, które jest mu bliskie i chciał zniszczyć wioskę, nie doceniając tego, co mu dała. Cierpiał, oczywiście, w końcu jego cała rodzina, cały klan tu zginął, a sprawcą był jego brat, a raczej zleceniodawca, Danzo.
Zadrżał ze złości i zacisnął pięści. Może i klan Uchiha nie był święty, ale jaka rodzina taka jest? Był jeszcze dzieckiem, nie rozumiał niczego, bowiem nikt mu nie wyjaśnił powodu wybicia klanu, a gdyby znał… ten prawdziwy, niewymyślony przez Danzo, przez niektórych. Jednak do przeszłości nie da się wrócić… nie cofnie tego, nie da się, ale co on mógł? Był dzieckiem, zwykłym, niespełna kilkuletnim dzieckiem. Teraz przechodzi konsekwencje czynów, popełnionych przez bezwzględnych dorosłych…
Zrobił kilka kroków na przód. Cała wioska była zniszczona, gdzieniegdzie paliły się budynki, jak ogniska, a z innych ulatywał dym, wszędzie rozwalone były różne przedmioty, zaś wielka góra, na której były twarze Hokage, została pozbawiona kilku elementów z tych właśnie twarzy.
Nagle uświadomił sobie, że chodzi po wodzie, że pod jego stopami znajduje się coś mokrego… Spojrzał na dół i jego serce stanęło w przerażeniu. Cała ziemia pokryta była krwią, ostro czerwoną krwią niewinnych.
Konoha wyglądała jak morze krwi.
Zadrżał. Zamknął oczy i ścisnął mocno pięści, aż knykcie mu pobielały. Z trudem łapał oddech, a jego serce waliło, jakby zaraz miało wyrwać się z piersi. Co się stało? Dlaczego wrócił z misji i zobaczył „to”? Co takiego się wydarzyło i gdzie są jego przyjaciele? Gdzie mistrz Kakashi i inne drużyny? Gdzie Lee, TenTen, Kiba i Shino? Gdzie Neji i jego kuzynka, Hinata? A Shikamaru? Nie widzi nawet Konohamaru, Udona i Moegi… Nie widzi nikogo.
Zacisnął powieki, bojąc się otworzyć oczy, by nie zobaczyć nagle ich wszystkich martwych, całej Wioski Liścia, której mieszkańcy byli i są jego rodziną. Nie zniesie tego uczucia. Dopiero, co odzyskał swój utracony dom, ukochany azyl, i w mgnieniu oka go stracił…
Zrobił następne kilka kroków na przód i o coś się zderzył, na coś natknął. Spojrzał w dół…
Zobaczył Ino. Leżała we krwi i nie poruszała się, jakby była martwa. Doskoczył do niej i potrząsnął, ale nie odpowiedziała, nawet nie mrugnęła. Zawołał o pomoc, lecz jego głos ugrzązł w gardle. Co się z nim działo? Rozglądnął się, próbując znaleźć kogoś, kto mu pomoże, ale nikogo nie było, jednak coś zobaczył. Ujrzał Kibę i Akamaru, którzy spoczywali obok siebie na pokrytej krwią ziemi, tak, jak Ino, nieruchomi. Wstał i zdezorientowany, pełen złości oraz cierpienia i smutku, popędził na przód, byle jak najdalej stąd…
Po drodze mijał martwe ciała przyjaciół; Nejiego, Shikamaru i każdego innego mieszkańca Wioski Ukrytej w Liściach. Biegł nieprzerwanie naprzód, czując, jak pod stopami rozpryskuje się krew przyjaciół, jego rodziny, jednak nie przestawał. Lekceważył nawet fakt, że zaczyna brakować mu tchu…
Wreszcie poddał się i zatrzymał na niewielkim placu, chcąc złapać choć jeden oddech, garstkę powietrza, bo przecież nie mógłby biec w nieskończoność, nie wytrzymałby. Schylił się mimo woli, a jego kolona zgięły się i upadł na ziemię, rozpryskując krew, która w mgnieniu oka wsiąkła w jego spodnie, pozostawiając po sobie ciemną plamę. Położył dłonie na kolanach i zaczął tempo się w nie wpatrywać, jakby go pasjonowały, ale tak naprawdę o niczym nie myślał. Jego umysł był pusty, prawie, ponieważ próbował pozbyć się złych myśli, uwolnić od cierpień.
Kilka kropel krwi upadło na jego ręce. Przetarł je palcami. Po chwili zaczęło ich skapywać więcej i więcej, aż całe jego dłonie stały się czerwone. Podniósł głowę i spojrzał na górę, mrugając oczami, by przyzwyczaić się do nagłej jasności, bijącej od słońca. Ujrzał dwa ogromne kołki, jeden po jego prawej stronie, a drugi po lewej. Miały ostre zakończenia, jak kunai. Dostrzegł dwa ciała, jedno wbite na jeden kołek, ujrzał roztrzepane blond włosy i długi płaszcz Hokage. Oczy mu się rozszerzyły, a serce zaczęło próbować wyrwać się z piersi. Spojrzał na drugie ciało, przyodziane w czerwoną kamizelkę i szare spodnie oraz różowe, krótkie włosy i opaskę Chuunina. Był przerażony, pierwszy raz w życiu.
Patrzył na martwe ciało najlepszego przyjaciela, który był dla niego, jak brat, jak Itachi, oraz swojej ukochanej, którą tak chciał chronić… obydwoje chciał chronić…
I nie zrobił tego.
***
Uchyliła oczy i zamrugała nimi, przyzwyczajając je do nagłej jasności, panującej w pokoju. Ciężko oddychała; kolejny sen, który nie powinien się jej śnić. Była przerażona, ale próbowała to opanować… to tylko sen, co z tego, że koszmar? Ważne, że tego nie ma…
- Naruto… ? – szepnęła, widząc przyjaciela, siedzącego na jej łóżku z głową schowaną w dłoniach.
Podniósł głowę i spojrzał na nią, a jego twarz rozpromieniła się.
- Obudziłaś się – wydukał. – Nic ci nie jest?
- Nie… - skłamała. Nie chciała, by ktoś się o nią martwił, więc lepiej udawać, że jest w porządku, choć w głowie się jej kręciło i czuła dreszcze.
- Naprawdę? – spytał troskliwie.
- Tak.
- Tak, że ci coś jest, czy nie, że ci nic nie jest? – odparł, nim ugryzł się w język, a różowowłosa posłała mu mordercze spojrzenie.
- Mniejsza z tym. Jest Sasuke?
- On jest na misji.
Serce jej stanęło w przerażeniu.
- Wysłałeś go na misje? Kiedy?!
- Dziś rano. O co chodzi? Byłaś tak roztrzęsiona… - stwierdził blondyn.
- Roztrzęsiona? – przechyliła głowę, nie mogąc zrozumieć, o co chodzi jej przyjacielowi.
- No tak. Hinata usłyszała, jak krzyczysz i pobiegła po mistrza Kakashiego. Uspokoili cię, a potem mnie zawołali. Szczegółów nie znam, tylko tyle, co mi sami powiedzieli.
- Która jest godzina?
- O co chodzi? – spytał uparcie Naruto.
- Która… - nie dokończyła, bo wszedł jej w słowo.
- Sakura…
- Odpowiedz mi, cholera! – warknęła, że aż podskoczył w miejscu.
Ale czym on się jej dziwił? Zawsze taka była, impulsywna i brutalna. W końcu dzięki niej powiodło się wiele misji, dzięki jej sile i odwadze.
- Dobrze już! – odparł pośpiesznie, byleby jej tylko bardziej nie zezłościć. – Jest już wieczór. Prawie.
Spojrzała na okno. Słońce powoli znikało za bujnymi drzewami, rosnącymi obok Konohy i jedynie kilka promyków światła wlewało się do pokoju przez szklane okna. Ile spała? Nawet nie pamięta, kiedy się obudziła, więc równie dobrze mogła tak trwać dobrych parę godzin.
- Naruto.
- Hę?
- Ile spałam?
- Zasnęłaś wczoraj. Potem obudziłaś się gdzieś w południe, przez kilka godzin siedziałaś na łóżku z podkurczonymi nogami i kiwałaś się, a potem straciłaś przytomność. Dopiero teraz się obudziłaś. Wiesz co? Pójdę do pozostałych i powiem im, że się przebudziłaś. Poproszę Hinatę, by przyniosła ci coś do picia, bo pewnie jesteś spragniona – wstał z łóżka i skierował się w stronę drzwi.
Nim zrobił jakikolwiek krok, złapała go za nadgarstek. Odwrócił się do niej, a ona spojrzała mu w oczy i szepnęła:
- Naruto… znajdź Sasuke i przyprowadź go do Konohy, niech jak najszybciej wraca. Proszę.
- Dlaczego? Sakura, co się stało?
- Proszę…